środa, 19 listopada 2008

List-opadowy spadek formy.

Dzień pod każdym względem i na wszystkich frontach depresyjny. Czekolada nie smakuje, muzyka drażni, książka nie pociesza. Wszyscy zgodnym chórem chodzą i marudzą, że to listopad i że byle do świąt, a potem to już będzie lepiej. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego akurat listopad, dlaczego byle do świąt i dlaczego potem ma być już tylko lepiej.
Listopad ma tą swoją dobrą stronę, że długie wieczory pozwalają za wcześniejsze, przynajmniej teoretycznie, zabranie się za wieczorną lekturę. Poza tym gdyby nie listopad nikt nie doceniałby długich dni letnich. Poza tym w listopadzie, przynajmniej w tegorocznym, jest/była do tej pory piękna pogoda, bez sniegu, mrozu i innych zimowych atrakcji.
Dlaczego byle do świąt? Przedświętami to okres sprzątania, frustracji zakupowo-prezentowej, dzikich tłumów wszędzie i pustego konta w połowie miesiąca. A same święta nie są wiele lepsze. 3/4 wszystkich już po Wigilii umiera z przejedzenia, a dwa następne dni spędza na rodzinnych obiadach.
I dlaczego po świętach ma byc lepiej? Jesteśmy przejedzeni, w stanie pół-paniki, bo sylwester za pasem, a nie ma gdzie iść, a nawet jak jest gdzie iść, to po świętach i tak wszystko jest za małe.
Bez sensu to marudzenie na listopad. Miało być o początku i końcu, ale będzie innym razem. Grunt, że sama sobie ponarzekałam. A mój nastrój nie ma nic wspolnego z opadniętymi liśćmi. Sama sobie zafundowałam, przez własną glupotę, jak zwykle.

Brak komentarzy: