wtorek, 20 kwietnia 2010

utknęłam

Utknęłam w Reykjaviku, po środku oceanu, w połowie drogi do każdego ze znanych mi światów. Hotel jest przyzwoity, bez zwierzątek i innych przykrych historii, które są udziałem Rodaków w Egipcie, nie głoduje, mam dostęp do sieci, mogę nic nie robić i zwalać winę na roztrzęsienie spowodowane zaistniałą sytuacją, mogę iść do biblioteki i normalnie pracować. Tylko niczego nie da się zaplanować, nie mam absolutnie wpływu na to kiedy uda się wrócić na Kontynent, albo nawet do Warszawy. Frustracja wynika z braku możliwości decydowania i swego rodzaju zawieszenia - ani tu jestem ani nie jestem. Śledzę z uwagą komunikaty ze wszystkich europejskich lotnisk i tablice odlotów/przylotów patrząc czy cokolwiek się ruszyło. Gdybym wiedziała, że zamkną niebo wschodnie na odpowiednio długo, wyruszyłabym w kierunku zachodnim, a tak czekam na kolejny komunikat z Kastrup - mają już 16 minut spóźnienia, powinien był być o 15.00.