Czasami jest tak, że odczuwa się potrzebę pisania, tylko nie bardzo wiadomo o czym napisać (tak swoją drogą, ciekawe dlaczego owa potrzeba nie chce zrealizować się w postaci sensownego artykułu, albo fragmentu pracy). Można pisać o niczym, ale to jest już wyższa szkoła jazdy. Na początku drogi pisarskiej warto mieć temat, tak żeby wiedziało się o czym chce się napisać. Klops, jeśli jest potrzeba a nie ma pomysłu.
Jedną z technik radzenia sobie ze stresem jest oswojenie owego. Kiedy stoi się przed audytorium, z rozszalałym tabunem szerszeni w żołądku, trzęsącymi rękoma i gonitwą myśli w głowie, której nijak nie można opanować, warto przyznać się do swojego stanu. Wyartykułowanie paraliżującego problemu może zdziałać cuda: szerszenie odlatują, ręcę przestają się trząść, a chaotyczne myśli powracają na swoje miejsce. Audytorium docenia odwagę przyznania się do słabości, nasze samopoczucie znacznie się poprawia i można kontynuować występ w przytomności umysłu. Wadą tej strategii jest to, że nie zawsze można przyznać się do akutalnego stanu ciała i umysłu.
Wracając do pisania. W sytuacji gdy chce się pisać, a nie ma o czym, można napisać o tym, że nie wie się o czym chce się pisać. Opisać męki twórcze i zmagania. Dysputy prowadzone z samą sobą o zasadności pomysłu pisania również moga okazać się wdzięcznym tematem pisarskich rozważań. Poza tym takie kwestie jak struktura tekstu, odpowiedni dobór słów, budowa zdań. Żeby utrzymać tempo, nie zanudzić, ale żeby czytający, nawet jeśli to jestem tylko ja sama, nie dostał zadyszki, no i żeby nie przegadać i wiedzieć kiedy skończyć najlepiej ładną płętą, której tutaj będzie brak z przyczyny niezwykle prozaicznej: już odechciało mi się pisać - strasznie dużo z tym kłopotu.
piątek, 13 czerwca 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz