Rola zwiedzającego w muzeach jest szalenie trudna. Trzeba robić miny i udawać, że jest się zainteresowanym - wersja minimum albo że sie człowiek zna, choć wcale się nie zna - wersja trudniejsza.

Z dziesiątek/setek obejrzanych obrazów te które się zapamiętało można policzyć na wszystkich posiadanych palcach. Te, których zapamiętało się autora i tytuł na palcach jednej ręki.

80%obrazów rozczarowuje i nie bardzo wiadomo dlaczego w ogóle wiszą na tych ścianach. Są zwykłe. Nic w nich nie ma. Kolejne 15% procent to obrazy "ładne" - zapomnę o nich przy kolejnym obrazie. Czy jest jakiś bardziej obraźliwy komplement od tego, że coś jest "ładne"?

I zostaje garstka dla której warto było przyjść i błądzić 4 godziny zastanawiając sie co ja tu robie. To obrazy czasem piękne czasem, bardzo brzydkie ale poruszające i zapadające w pamięć. Takie, które powodują, że zaczyna się szperać, szukać, dowiadywać.

Wymyśliłam "kanapkowy model zwiedzania" idelany dla tych, ktorzy nie uważali na plastyce i nie znają się w ogóle. Model wymaga gigantycznego samozaparcia i dobrych chęci. W fazie pierwszej nalezy isc do muzeum i szukac owych 5%. W fazie drugiej wrócić do domu i zacząć zgłebiać, jak już się zgłębi wejść w fazę trzecią: wrócić i obejrzeć w pełni świadomie. Jestem w trakcie zgłebiania. Ciekawe czy dobrne to trzeciej
1 komentarz:
hello
czy ty jesteś w dc na styoendium? mój kolega właśnie wrócił z dc, ze stypendium w bibliotece kongresu, dlatego pytam :)
Prześlij komentarz